niedziela, 24 czerwca 2012

Gonna get it


Ruszyła pewnym krokiem przed siebie, przepychając się przez tłum ludzi otaczających ją z każdej strony. Chciała zniknąć. Rozpłynąć się w powietrzu, chociaż na chwilę nic nie czuć. Tym razem nie miała już siły na wymyślanie sobie różnych scenariuszy, które mogłyby go w jakiś sposób usprawiedliwić. Zawinił, po raz kolejny. Chociaż tym razem miała większy żal do samej siebie, żal o to, że znowu dała się podejść, tak łatwo. ‘Idiotka’ wyzywała się w myślach, rozum w tym momencie wziął nad nią górę, ogłuszając rozpadające się serce. Z zamyśleń wyrwał ją dopiero ciepły dotyk jego dłoni na jej ramieniu, szybko się obróciła. Stał tuż obok niej z lekkim uśmiechem i tym spojrzeniem. Tym magnetyzującemu spojrzeniem, przed którym nigdy nie była w stanie się bronić. Nie tym razem. ‘Wspaniały występ’ obdarował ją jeszcze czulszym wzrokiem zbliżając się do niej bliżej. Ona natomiast dalej wpatrywała się w niego tym zimnym błękitem, śmiejąc się w głębi duszy z samej siebie, że dała nabrać się na jego fałszywe gesty. ‘Quincy daj mi wreszcie spokój, po prostu mnie zostaw’ wypowiedziała to chyba ostrzej, niż by chciała. Jednak w tym momencie nie miało to dla niej znaczenia. Odwróciła się gwałtownie, po czym ruszyła w stronę wyjścia, zostawiając na środku sali zdezorientowanego bruneta.

Tego się nie spodziewał. Jeszcze pięć minut temu był pewny, że w końcu między nimi będzie dobrze, że skończył się już okres ciągłych nieporozumień i kłótni. W tym momencie już niczego nie rozumiał. Nie był w stanie pojąć jej ciągłego zmieniania decyzji, tego ciepła, którym go obdarzyła, ale i tej obojętności, która po raz kolejny sprowadziła go na ziemię. Nie miał już siły ani najmniejszej chęci na analizowanie jej zachowania. Zrezygnowany wrócił do baru szepcząc coś do ucha szatynce, po czym wziął swoją kurtkę i wyszedł z wytwórni.
*~^^~*


Chłodny marcowy wieczór, drobna blondynka opierała się o ścianę wpatrując się uważnie w niebo, jak gdyby chciała coś z niego wyczytać. Szarość chmur nad jej głową idealnie odzwierciedlała jej obecny nastrój. Delikatny wiatr rozwiewał kosmyki jej włosów, a policzki lekko się zaróżowiły. Wreszcie mogła odetchnąć, odetchnąć na chwilę od tego tłumu, nie czuła się tam swobodnie. Sama ze sobą nie czuła się dobrze, w tym momencie dla siebie samej stała się bezwartościowa. Tak jakby dusza uleciała z jej ciała pozostawiając jedynie narządy, które zmuszały ją do dalszego funkcjonowania. Nie chciała. Ta cała sprawa z Tommym, z Jeamiem. Jego też przez to wszystko skrzywdziła, po raz kolejny odrzuciła jego szczere uczucia, starania. Upierając się przy tym, co dyktowało jej serce. Naiwna.

Po chwili do jej świadomości dotarł dźwięk stukających obcasów, nie miała ochoty na niczyje towarzystwo. Jednak już za późno. Odwróciła delikatnie głowę i po raz kolejny poczuła lekkie ukłucie gdzieś w środku. Ona, piękna nieznajoma Toma. Ile by teraz dała, by znaleźć się w innym miejscu, zapaść się pod ziemię. ‘Chłodno dzisiaj’ dziewczyna podeszła bliżej do Jude wyciągając z kieszeni paczkę papierosów i kierując ją w jej stronę. ‘ Dałaś dzisiaj świetny występ, nie spodziewałam się’ dodała, gdy blondynka pokiwała przecząco głową na jej propozycję. Nie widziała, o co może jej chodzić, czego jeszcze od niej chce. Ma przecież jego, powinno jej to wystarczyć. Zazdrość. Poczuła się jak mała dziewczyna, której wredna koleżanka zabrała ulubioną lalkę. Jednak nie była w stanie powstrzymać tego uczucia, co sprawiało, że czuła się jeszcze słabsza. ‘ Przepraszam, nawet się nie przedstawiłam. Victoria Dutois ’ zaczęła widząc jej pytające spojrzenie i wyciągnęła w jej stronę rękę. ‘Dutois, Dutois’ w głowie Jude brzęczało jedynie to słowo, była pewna, że już wcześniej je gdzieś słyszała ‘ Jestem siostrą Toma’ dodała po chwili widząc zamyśloną minę dziewczyny i zaciągnęła się dymem ‘ Dużo o tobie opowiadał’ ‘ Nigdy nie wspominał o tobie’ przerwała jej roztargniona, dopiero po chwili zdając sobie sprawę ze swojej bezpośredniości. Szatynka spuściła lekko głowę ‘ Wyjechałam jakiś czas temu do Europy, musiałam się odciąć od sytuacji w domu, nie mogłam już tego znieść. Przez długi czas nie odezwałam się ani słowem do nikogo, nie dałam znaku życia, nie dziwię się, że nic o mnie nie mówił’ w jej głosie można było wyczuć lekki smutek ‘ Dlatego wtedy cie nie poznałam, nie miałam zbytnio okazji zagłębiać się w tutejszy showbiznes, za to Tommy mówił o tobie jak najęty’ lekko się uśmiechnęła, przypominając sobie jego entuzjazm ‘Cieszę się, że wreszcie jest szczęśliwy, że cie ma’ dodała po chwili ciszy już trochę poważniej. I właśnie w tej chwili do Jude dotarło, co zrobiła. Oskarżyła go kolejny już raz, kolejny raz w niego zwątpiła. Straciła go ze swojej winy i to było chyba dla niej najgorsze.

*~^^~*
Brunet przemierzał kolejne ulice Toronto, pogrążając się w swoich myślach. Granatowe chmury objęły niemalże całe niebo, a coraz silniejszy wiatr kierował z impetem wielkie krople deszczu na szyby jego auta. Jednak nie zwracał na to zbytniej uwagi, zjechał na boczną ścieżkę. W radio właśnie leciała Jean Genie, jedna z jego ulubionych piosenek. Ich ulubionych piosenek. ‘ Muszę odpocząć’ w jego głowie wciąż krążyły te dwa słowa. Nie dopuszczał do siebie myśli, że tak naprawdę ucieka. Ucieka przed nią i tym cholernym uczuciem do niej. Uczuciem, które go wyniszcza. Gdyby ktoś kiedyś powiedział mu, że ‘Mały Tommy Q’ będzie cierpiał z powodu odrzucenia pewnej blondynki zapewne wyśmiałby go. Ale ona go zmieniła. Stał się zupełnie innym człowiekiem, wydobyła z niego tą osobę, którą zawsze chciał być. Uwierzyła w niego, chociaż on sam w siebie nie wierzył. A teraz jej nie ma.

W końcu dojechał na miejsce. Stał przed niewielkim, drewnianym domkiem otoczonym lasem. W oddali można było dostrzec jezioro, które w tym momencie przybrało głęboką, grafitową barwę. Wszedł do środka, temperatura nie różniła się zbytnio od tej na zewnątrz, więc od razu ruszył w kierunku starego kominka. Po kilkunastu minutach siedział już na kanapie wpatrując się uważnie w ogień. Uwielbiał to miejsce. Tylko tutaj mógł tak naprawdę odciąć się od całego świata, na chwilę oderwać się od problemów, przytłaczającej go rzeczywistości. Był to jego mały azyl, o którym nie widział nikt poza nim. Prawie nikt.

Zamknął oczy układając się wygodnie, chciał się na chwilę rozluźnić, zapomnieć. Jednak, gdy tylko powieki zakryły lazur jego oczu, wyobraźnia postanowiła sobie z niego zakpić przestawiając mu obraz. Obraz Jude, jej roześmianych oczu, twarz ukazaną z tak mikroskopijną dokładnością, z każdym najmniejszym szczegółem. Znał ją na pamięć i chociaż nie wiadomo jakby się starał nie potrafił jej z niej wymazać.

Z zamyśleń wyrwało go głośnie pukanie do drzwi. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz